ewelina
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 6:46, 31 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Ludzie mnie czasem zaczepiają i pytają: "A co pan taki zazdrosny o Hankę?" - śmieje się związany z bydgoszczą Kacper Kuszewski, czyli Marek Mostowiak z serialu "M jak miłość".
Maria Dulcet: - Kacper, na rozmowę z tobą musiałam czekać kilka dni. Wciąż słyszałam, że nie możesz, bo jesteś zajęty. Ile godzin dziennie spędzasz na planie serialu "M jak miłość"?
Kacper Kuszewski: - Zwykle zdjęcia zaczynają się około 7 rano. Pracę kończymy wieczorem.
Nie znudziło ci się jeszcze być Markiem Mostowiakiem? W końcu to już pięć lat.
n Nie. W życiu Mostowiaków ciągle dzieje się coś nowego. Pojawiają się nowe postaci. Nudzić się nie sposób. Poza tym na planie spędzam około 10 dni w miesiącu. Taka praca to dla aktora dobre rozwiązanie. Zapewnia stały dochód i nie jest krępująca, tak jak etat w teatrze, gdzie nie miałbym żadnego wpływu na repertuar ani obsadę. Grając w serialu, mam czas, żeby zająć się innymi sprawami zawodowymi. Nie jestem uwiązany przez "M jak miłość". Wystarczy, że kilka tygodni wcześniej powiadomię producenta o moich planach i mogę bez szkody dla serialu je realizować. Na przykład zagrać w teatrze. Tak robi wielu aktorów, to daje poczucie niezależności, które jest dla mnie bardzo ważne.
Na plan trafiłeś zaraz po studiach aktorskich. To musiała być niezła gratka dla młodego człowieka wystąpić od razu u boku doświadczonych i popularnych aktorów.
Jasne, że tak. Znaleźć się obok Witolda Pyrkosza czy Dominiki Ostałowskiej, to było coś. Od nich mogłem się wiele nauczyć. Poza tym praca w takim towarzystwie to czysta przyjemność.
Miałem dużo szczęścia, bo do serialu dostałem się właściwie bez castingu. Po prostu któregoś dnia zadzwonił telefon i zaproponowano mi tę rolę. Ucieszyłem się, ale oczywiście nawet mi do głowy nie przyszło, że "M jak miłość" odniesie tak spektakularny sukces.
Z całą ekipą spotykacie się codziennie i spędzacie ze sobą czas od rana do nocy. Nie macie się czasami dosyć?
Czasem tak. Praca w serialu jest żmudna i ciężka. Konflikty zdarzają się. Ale zespół tworzą ludzie serdeczni, profesjonalni i, co ważne, z poczuciem humoru. To bardzo pomaga w pracy.
Jaka jest Hanka, twoja ekranowa żona?
Z Gosią Kożuchowską mam świetny kontakt. Po tylu latach rozumiemy się już bez słów, wystarczy jedno spojrzenie i wszystko jest jasne. Jak w dobrym małżeństwie. Często się wygłupiamy i żartujemy, co udziela się wszystkim. Ale zdarza się, że zupełnie tracimy humor, kiedy zdjęcia się przeciągają i trzeba powtarzać ujęcia w nieskończoność.
Powtarzacie zdjęcia nawet, jeśli dobrze wyszły?
Taka jest zasada. Do każdej sceny robi się kilka ujęć, a do każdego ujęcia kilka dubli, które trzeba powtarzać. Powtarza się z różnych powodów. Bo było nieostro, bo aktor pomylił tekst albo mikrofon wszedł w kadr, albo przeleciał samolot, albo słońce zaszło za chmury... Tego już nikt nie liczy. To nasza praca. Najdłużej trwa kręcenie scen plenerowych, zwłaszcza w nocy.
Wolisz grać w atelier czy w plenerze?
W plenerze nie zawsze jest tak pięknie jak to potem widać na ekranie. Cały dzień trzeba się opędzać od komarów i meszek, które wlatują do oczu i nosa. Osiem godzin na mrozie to też nic przyjemnego. Czasami też zdarza się, że zaczyna padać deszcz i czekamy aż skończy się ulewa. Jeśli się nie doczekamy, scena spada i przenosimy się gdzie indziej. Zdarzało się też nieraz, że nie dokończyliśmy jednego dnia zdjęć w plenerze, a następnego już leżał śnieg. Wtedy trzeba odśnieżać plan.
Albo zaśnieżać, bo się roztopił.
O ile wiem, to się jeszcze nie zdarzyło.
Ludzie rozpoznają cię na ulicy. Nie ciąży ci ta popularność?
Bywa, że jest to krępujące. Ludzie różnie reagują. Czasami miło się przywitają, przedstawią, powiedzą kilka ciepłych słów. Ale zdarza mi się usłyszeć jakieś przykre komentarze wypowiedziane nie bezpośrednio do mnie, ale na tyle głośno, żebym je słyszał. Na przykład stoją obok mnie dwie osoby w sklepie i oceniają mój wygląd itd. To nie jest przyjemne. Poza tym widzowie całkowicie utożsamiają aktorów z serialowymi postaciami. Mówią do mnie: "Panie Marku, a co pan taki zazdrosny o Hankę?" albo: "Panie Marku, a gdzie żona?".
Gosia Kożuchowska, gdy grała jeszcze tę złą Hankę, która chciała mścić się na rodzinie Mostowiaków za śmierć rodziców, nie miała lekkiego życia. Ludzie często patrzyli na nią z niechęcią
Dostajesz listy od fanek?
Tak, nawet kilkanaście każdego miesiąca. Głównie piszą do mnie nastolatki. Wszystkie proszą o zdjęcie z autografem.
Odpisujesz?
Wstyd się przyznać, ale nie. Nie mam tylu zdjęć. Poza tym jestem strasznie zajęty. Brakuje mi czasu i ciągle odkładam to na później.
Jestem ciekawa, jak wygląda praca na planie. Mogłabym się zgłosić jako statystka?
Czasem organizowane są konkursy, w których nagrodą jest wizyta na planie. Ale w naszym serialu pracują głównie zawodowi statyści, którzy wiedzą, na czym ta praca polega. Muszą być bardzo zdyscyplinowani. Przez cały czas zdjęć nie mogą prowadzić żadnych prywatnych rozmów. Na planie jest czasami nawet 30 osób i byłoby nie do wytrzymania dla całej ekipy, gdyby w przerwach między ujęciami np. 10 statystów ucinało sobie pogawędkę. Podczas ujęcia z kolei nie wolno im patrzeć w kamerę ani głośno mówić.
To oni tylko poruszają ustami?
I to bezgłośnie, bo mikrofony wyłapują wszystkie szepty, które potem nakładają się na głosy aktorów. Gwar, który potem słyszymy w filmie, jest nagrywany osobno i podkładany później do sceny.
Jak nie kręcisz kolejnych ujęć do serialu, to grasz w spektaklach, które tworzysz wraz z przyjaciółmi.
Serial jest dla mnie oczywiście bardzo ważny, ale moją pierwszą miłością był teatr. Jednak w żadnym teatrze repertuarowym nie widziałem dla siebie miejsca. Chciałem mieć jakiś wybór i wpływ na to, co robię. Okazało się, że ludzi, którzy myślą jak ja, jest więcej. Razem z moimi przyjaciółmi - Agatą Buzek, Anią Gajewską i Michałem Sieczkowskim rok temu stworzyliśmy "Przestrzeń Wymiany Działań Arteria". Chcemy realizować rozmaite projekty kulturalne i artystyczne z udziałem twórców różnych dziedzin sztuki, z różnych krajów. Zaczęliśmy od polskiej prapremiery sztuki "Sallinger" wybitnego współczesnego dramaturga francuskiego Bernarda-Marie Koltesa. To trudny tekst zarówno dla aktorów, jak i widzów, ale właśnie dlatego nas zachwycił. Premiera odbyła się 26 kwietnia w Teatrze Nowym Praga, który mieści się w Fabryce Trzciny w Warszawie. Scenografię i światło przygotowały artystki z Francji, kostiumy - Czesi. Przygotowanie tego projektu trwało prawie rok. Sami byliśmy organizatorami i producentami, musieliśmy zdobyć pieniądze, pozyskać sponsorów, zająć się księgowością i promocją. To była bardzo ciężka i stresująca praca.
I odnieśliście sukces?
Recenzje mieliśmy bardzo dobre i bardzo niedobre. Ale nam nie chodziło o to, by wszystkim się podobać. Zależało nam na twórczych poszukiwaniach, dlatego też wybraliśmy właśnie taką sztukę. Duży sukces odnieśliśmy na festiwalu młodych reżyserów Premieres w Strasburgu, na który zostaliśmy zaproszeni. Tam wystawiono nam znakomite recenzje.
Wystąpiłeś też w filmie "Karol - człowiek, który został papieżem". Jak dostałeś się do tego filmu?
Na zdjęciach próbnych bardzo spodobałem się reżyserowi filmu. Nie było żadnej dużej roli, w której mógłby mnie obsadzić, więc dostałem mały, ale bardzo sympatyczny epizod studenta Karola Wojtyły. I chociaż mojej sceny nie ma w wersji kinowej, będzie ją można zobaczyć w wersji telewizyjnej we wrześniu. Te dwa dni spędzone na planie tej produkcji były dla mnie dużą przyjemnością.
Bawisz nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Myszka Miki przemawia w końcu od kilku lat twoim głosem. Lubisz tę postać?
Ja w ogóle lubię dubbing, zwłaszcza filmy kinowe, gdzie postaci są ciekawsze, bardziej złożone niż w telewizyjnych kreskówkach. A Myszka Miki to w końcu kultowa postać, znana na całym świecie.
Ale ty nie masz przecież tak cienkiego głosu jak Miki. Jak to robisz?
Mówię falsetem. To trudne i bardzo wyczerpujące dla strun głosowych. Kiedy aktor, który wcześniej dubbingował Mikiego, zrezygnował, nowego głosu szukano prawie rok. Przesłuchano podobno około 600 aktorów, ostateczna decyzja należała do studio Disneya w USA. Mogę więc czuć się wybrańcem.
Czym chcesz się zajmować w przyszłości?
Moja najbliższa przyszłość to wakacje! Nie miałem ich od dwóch lat. Od sierpnia znów mam zdjęcia w serialu. Na jesień przygotowujemy z Arterią duży projekt społeczno-kulturalny. A potem zabieramy się za kolejny spektakl. Jeszcze nie wiemy, co to będzie - dyskusje trwają.
Do Bydgoszczy czasem przyjeżdżasz?
Niestety, bardzo rzadko. Może raz, dwa razy do roku. Odwiedzam tatę, ale ostatnio to on chyba częściej jest w Warszawie.
i drugi wywiad:
Uważa, że drzemią w nim dwie natury – racjonalna i emocjonalna. W życiu przydają się obie, choć jedna drugiej przeczy. Kacper Kuszewski, znany i lubiany jako Marek Mostowiak z „M jak Miłość”, od pewnego czasu daje się poznać również jako zdolny wokalista w programie „Jak Oni śpiewają”.
Masz w życiu swoje marzenia? Myślisz sobie – jak będę miał więcej czasu to je zrealizuję...
Mam dużo szczęścia w życiu, ponieważ moje marzenia się spełniają. Można powiedzieć, że je realizuję, choć nie wszystkie oczywiście. Mam na przykład niespełnione marzenia związane z życiem zawodowym. Wzbudza to ironiczne uśmiechy na twarzach czytelników, kiedy aktor jednego serialu, kojarzony z kulturą popularną, tak jak ja, nieustannie wypowiada się w wywiadach, że tak naprawdę interesuje go teatr i sztuka wysoka. A nie widać żadnych namacalnych dowodów tego zainteresowania. Rzeczywiście – nie widać. Dlatego, że ja te moje zainteresowania realizuję po cichu i na boku.
A oficjalnie jesteś gwiazdą serialu „M jak Miłość”…
Gwiazdą serialu (śmiech)? Nie jestem żadną gwiazdą, jestem aktorem. Rok po szkole teatralnej, kiedy byłem młodym nikomu nie znanym aktorem, który czekał na zawodowe propozycje, żeby móc się czegoś nauczyć i zaistnieć w tym zawodzie, zadzwoniono do mnie z produkcji serialu „M jak Miłość”. Zostałem wybrany na podstawie zdjęć. Nie były to jednak zdjęcia próbne. Ktoś zwrócił uwagę na moje fotosy z innego filmu i zaproponowano mi udział w serialu. Na początku wahałem się, ale kiedy zobaczyłem, że w obsadzie serialu jest Witold Pyrkosz, Teresa Lipowska, Dominika Ostałowska, Emil Karewicz i Małgorzata Kożuchowska, to przestałem się zastanawiać. Nikomu wtedy się nie śniło, że to będzie taki sukces, wręcz fenomen socjologiczny. Udział w serialu był ryzykowną decyzją, bo w szkole ciągle wpajano nam, że serial to pośledni gatunek, że prawdziwy aktor powinien grać w teatrze wielkie role w klasycznym repertuarze. Serial jest niebezpieczny, może aktora zepsuć.
I zepsuł cię?
Myślę, że jest niebezpieczne dla aktora grać tylko w serialu. To może być kształcące i rozwijające do pewnego momentu i dla mnie było. Doświadczenie w pracy z kamerą, które mam w tej chwili, jest ogromne. Czuję się gotowy do podjęcia większych zadań w filmie. Sytuacja, gdy nie ma prób, długiego dochodzenia do roli, czy sceny - bo w ciągu dnia kręcimy różne sceny z różnych odcinków - uczy wszechstronności. W jednej scenie bohater jest zdenerwowany, w drugiej płacze, w trzeciej ma rozterki, a czwarta to scena miłosna. Trzeba się przestawić na pstryknięcie, zaproponować jakieś rozwiązanie reżyserowi i kolegom. To rozwijająca gimnastyka. Poza tym nie robimy sitcomu, gdzie się gra dokładnie to samo przez lata. Nasze postacie nieustannie się zmieniają. Kiedy zaczynałem grać Marek był kimś zupełnie innym niż teraz. Był czarną owcą w rodzinie, przypalał trawkę i były z nim same problemy.
Czasem bohaterowie serialowi zmieniają się wręcz nieprawdopodobnie. Popadają ze skrajności w skrajność...
To prawda (śmiech). Tym większe wyzwanie dla aktorów, żeby taką przemianę uzasadnić psychologicznie. Oczywiście poruszamy się w konwencji serialu, wszyscy wiemy, że to nie jest …dramat psychologiczny i pewne rzeczy załatwia się skrótem. Natomiast na dłuższą metę granie tylko w serialu jest niebezpieczne, bo to taki gatunek, gdzie gra się jeden do jednego. Człowiek gra to, co mówi i myśli. Jak mówi, że kocha, to kocha. Taka konwencja. Zupełnie inne granie niż w teatrze, czy w filmie fabularnym. Tam, żeby zbudować napięcie i dramaturgię postaci, trzeba znaleźć pewne sprzeczności, podskórny nurt. Można co innego mówić i co innego myśleć. Dwa nurty osobowości – zewnętrzny i wewnętrzny. Jak w życiu.
Co sądzisz o Grażynie?
To ciekawa postać. Takie kobiety się spotyka – atrakcyjna, inteligentna, odniosła sukces zawodowy, a mimo to jest samotna i nie do końca wie, dokąd w życiu zmierza. Fajnie jest patrzeć jak Bożena Stachura buduje tę postać. Specyfika serialu bywa kłopotliwa, a wolty charakterologiczne zaskakujące i szokujące. Czasami nie wiadomo, co z tym zrobić. Człowiek buduje postać w jakimś kierunku, potem czyta scenariusz, który to zupełnie przekreśla. Pojawia się głęboka konsternacja. Z drugiej strony, przyjemnie jest patrzeć jak Bożena się z tym zmaga, próbując zachować balans pomiędzy ciepłem a chłodem postaci, drapieżną femme fatale, łamaczką serc, a zagubioną i szukającą ciepła kobietą. To ważne przesłanie tej postaci. Całe życie poświęciła karierze. Podobnie jak życiu, żyjemy w przekonaniu, że trzeba coś robić, mieć ambicje, być nieustępliwym i iść po trupach do celu. A kiedy ma się pieniądze, stanowisko, sukces zawodowy okazuje się, że wciąż brak nam szczęścia, bo nie to jest w życiu ważne. Grażyna zaczyna odkrywać czym są przyjaciele, rodzina, że można pracować w małej przetwórni w małym miasteczku, mieć nieprestiżowe stanowisko, ale być wśród przyjaciół i być szczęśliwym.
Wiem, że przez dwanaście lat chodziłeś do szkoły muzycznej. Teraz wracasz do muzyki. Jak sobie radzisz w programie „Jak Oni śpiewają”?
Na początku było trudniej niż się spodziewałem. Wychodzisz na estradę, zespół gra na żywo, masz niecałe dwie minuty, żeby coś z siebie wykrzesać – ciężka sprawa. Zrozumiałem jak mało umiem w tej dziedzinie, po prostu jestem amatorem. Poza tym wiedziałem od początku, że konkurencja będzie silna. Cieszy mnie, że mogę występować w towarzystwie ludzi, którzy mają świetne głosy i fantastycznie śpiewają. Już pierwszy odcinek sprawił, że poczułem to dogłębnie.
Ale nie poddałeś się?
Prawda jest taka, że nie lubię konkursów i unikam ich. Godząc się na udział w tym programie, postanowiłem, że nie będę go traktował w kategoriach jakiegokolwiek konkursu, współzawodnictwa, czy ścigania się dla nagrody. Po prostu lubię śpiewać. Mam nadzieję, że jakoś mi to wychodzi. Występ z żywym zespołem przed prawdziwą publicznością jest dla mnie frajdą. W dniu emisji cały dzień spędzamy w studiu. Są dwie próby – kamerowa i muzyczna, a potem generalna w kostiumach. Dwu i pół godzinne show na żywo musi być bez zarzutu, a napięcie stale rośnie. Był moment, kiedy poczułem się tak zmęczony, że miałem obawy, czy w ogóle dam radę cokolwiek zaśpiewać. Wyszło nie najgorzej. Starałem się dobrze bawić.
W życiu lubisz posługiwać się ironią?
W wielu przypadkach jestem człowiekiem serio. Lubię ironię, ale tę ciepłą. Poczucie humoru i dystans do różnych rzeczy są potrzebne. Ironia, która się zaczyna ocierać o sarkazm i złośliwość nie jest dobrym sposobem na życie. Nie pomaga, aby mieć fajne relacje z ludźmi.
Jesteś w życiu człowiekiem poukładanym czy raczej chaotycznym?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Jestem zodiakalnym Bliźniakiem. Być może z tego wynika dwoistość mojej natury, która sprawia, że czasem mam wrażenie, że siedzą we mnie dwie osoby. Z jednej strony mogę o sobie powiedzieć, że jestem człowiekiem racjonalnym, zrównoważonym, bardzo poukładanym i zorganizowanym. A z drugiej, że to absolutnie nieprawda – jestem bardzo emocjonalny, świetny w robieniu planów, a w ich realizacji strasznie chaotyczny. Tak naprawdę w równej mierze kieruję się w życiu zdrowym rozsądkiem i racjonalizmem, co spontanicznym impulsem i emocjami. Te emocje czasem mnie zaskakują. Zwykłem o sobie myśleć, że jestem zrównoważony, ale ostatnio coraz częściej przyłapuję się na tym, że jest odwrotnie.
Twoje mieszkanie jest uporządkowane?
Tak, potrzebuję mieć porządek wokół siebie, co czasami graniczy z pewną obsesją. Na przykład, nie jestem w stanie zacząć czytać książki, jeżeli wokół jest bałagan. Najpierw muszę uprzątnąć, a potem mogę się zrelaksować. Wynika to stąd, że wewnętrznie jestem emocjonalnym człowiekiem i mam problemy z koncentracją. Jedną stronę książki potrafię czytać godzinę, bo po drodze mam tyle myśli, skojarzeń, że odrywam się co dwa zdania i zaczynam myśleć o czym innym. Muszę mieć porządek wokół siebie, to jedyny ratunek dla mnie. Inaczej w ogóle bym się zgubił w tym chaosie.
W jakiej przestrzeni czujesz się lepiej – nowoczesnej czy staromodnej? Wolisz przytulny pokój z kominkiem i pamiątkami rodzinnymi, czy raczej szkło i metal?
Na pewno nie szkło i metal. Lubię przestrzeń minimalistyczną, z bardzo stonowanymi kolorami – różne odcienie bieli, ewentualnie beże, kawa z mlekiem, klimat skandynawski, ekologiczny. Po czym, jak już sobie urządzę taką przestrzeń, zaczyna mi brakować ciepła, więc dodaję jakieś detale. Potrzebuję, aby przestrzeń była jasna i klarowna. Nie otaczam się przedmiotami, nie lubię gromadzić ich zbyt dużo. Babcine mieszkanie, barokowe ramy – owszem, ale na chwilę. Żeby odpocząć i się zrelaksować w domu potrzebuję przestrzeni prostej, ale nie zimnej. Lubię się otaczać roślinami.
Opiekujesz się swoją różą?
Róży jeszcze nie mam, hoduję orchideę. Też można z nią porozmawiać, mam poczucie, że to coś żywego. Do przedmiotów się nie przywiązuję. Może do niektórych. Znowu mógłbym dać dwie sprzeczne odpowiedzi na to pytanie (śmiech). Ale nie czułbym się dobrze w super designerskim wnętrzu, jakie można zobaczyć w katalogu. Czułbym się tam jak w hotelu. To może być ładne, ale to nie dom.
Wróćmy na koniec do serialu. Wyobrażasz sobie sytuację, w której żegnasz się z „M jak Miłość”? Odcinasz się, masz inne pomysły na życie...
Nie umiem sobie wyobrazić, że opuszczam serial i zostaję z niczym, w pustce. Nie wyobrażam sobie tego ze względów zawodowych – kocham swój zawód i chcę go wykonywać. Nie wiem, czy po tylu latach bycia w tak popularnym serialu, z którym jestem kojarzony, będę dostawał inne propozycje.
A gdybyś dostał?
Wtedy mógłbym się zastanawiać. Był taki moment w serialu, kiedy wszyscy mieliśmy wrażenie, że zbliżamy się do końca. Widać kryzys przeszedł. Okazuje się, że mimo nowych seriali i tylu lat na antenie, ciągle są nowe pomysły, pojawiają się nowe postacie, nowe wątki, które śledzi 8 – 9 milionów ludzi. Dopóki ludzie będą chcieli oglądać ten serial, to będziemy go robić. Jeśli nawet coś mnie porwie, i poczuję, że to właśnie chcę w życiu robić, to nie będę się wypierał serialu. Oczywiście z zawodowego punktu widzenia serial nie jest spełnieniem wszystkich marzeń i szukam nowych zadań. Serial daje komfortową sytuację, zajmuje mi część czasu. Resztę mogę poświęcić na realizację swoich zainteresowań, inne poszukiwania artystyczne. Takie poszukiwania prowadzę, na razie o nich nie mówię, ani ich nie widać. Nie jestem na etacie w żadnym teatrze warszawskim, ale to nie znaczy, że z teatrem nie mam nic wspólnego. Mam, ale to jest moje po cichu i na boku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|